Wrobieni w „Finanse”

Witryna poszkodowanych przez Personal Finanse, Council Finance, EI Global (Enterprise Investment), EGFC lub E.G.F.C. SA (Europejską Grupę Finansową Council), Aurum Finance, kancelarię prawną Proculus i nie tylko.

Kontrowersje: Polski rząd powinien się tym zająć, przecież to jest oszustwo na ogromną skalę! A nasi parlamentarzyści milczą...

Artykuł pochodzi z gazety Nowiny Nyskie, rok 2017, nr 42.

Danuta Wąsowicz-Hołota

Jerzy z żoną wziął kredyt dla syna. Na raty musieliby przeznaczać co miesiąc pełne emerytury. Kazimierz dla swojej matki potrzebował 10 000 zł. Dziś ma dług przekraczający 200 000 zł. Chciał targnąć się na życie, uratowała go szybka reakcja rodziny, policji i strażaków. W całym kraju w sidła zorganizowanej grupy przestępczej wpadło ponad 10 000 osób i ciągle ich przybywa. Aresztowano 6 osób, a 24 usłyszały zarzuty. Straty szacuje się na przeszło 200 000 000 złotych.

Zapłacili za dobre serce

Poszkodowani płacą za swoje dobre serce i to dosłownie. - Syn miał zobowiązanie finansowe, które musiał uiścić natychmiast. Inaczej konsekwencje dla niego byłyby tragiczne - Jerzy nie chce ujawniać szczegółów.

Młody człowiek wpadł w zadłużenie nie ze swojej winy. Pracodawcy oferowali mu tylko umowy śmieciowe, a koszty utrzymania jego i rodziny w dużym mieście były wysokie. Chciał wziąć kredyt, żeby uwolnić się z długu, ale w bankach słyszał: "Nic z tego, nie ma pan stałej umowy".

Trafił więc do pośredników kredytowych firmy Council Kancelaria Prawna Proculus, gdzie dowiedział się, że pomogą, ale musi tylko przyprowadzić kogoś, kto ma stałe dochody. Miały być one "osobami wspierającymi". Rodzice chłopaka zgodzili się pomóc, tym bardziej kiedy usłyszeli, że to ma być "kredyt przejściowy". - Każda matka i ojciec tak by postąpili - mówi Jerzy.

Na początku wszystko wyglądało rewelacyjnie. Pracownicy Councila poinformowali "osoby wspierające", że wezmą kredyt tylko na 3 miesiące, a potem przejdzie on na syna. To było pierwsze kłamstwo, bo w bankach nie ma cesji kredytów.

Pracownik argumentował, że syn z kredytu spłaci długi i odzyska w tym czasie zdolność kredytową, a firma Council usunie jego zadłużenie w Biurze Informacji Kredytowej (z BIK banki uzyskują wiedzę o zadłużeniu osób starających się o kredyt). To było kolejne kłamstwo, ale o tym Jerzy dowiedział się później.

Council znalazł banki chętne do udzielenia jemu i żonie kredytu, a właściwie kredytów. Firma bowiem tak manipulowała, żeby to nie była jedna umowa, ale od razu trzy. Wpierano małżonkom, że tak musi być ze względu na ocenę ich zdolności kredytowej. Nie poinformowano ich jednak, że od każdej umowy bankowej Council liczył sobie będzie wysokie wynagrodzenia, a banki - słoną prowizję i ubezpieczenie.

Pracownik Councila był wtedy tak miły i wiarygodny, że Jerzy z żoną uwierzyli w każde jego słowo. Tak samo wiarygodni byli przedstawiciele banków.

- Przypuszczam, że współpracowali ze sobą, bo jak można było udzielić nam kredytów wartości kilkudziesięciu tysięcy złotych bez sprawdzenia zdolności kredytowej. Nas na tak wysokie miesięczne raty nie było stać - mówi mężczyzna.

Council jednak był przebiegły, bo wysokość kredytów powiększył o "fundusz na spłatę" wystarczający na raty w tym tzw. okresie przejściowym 3 miesięcy. Po upływie tego czasu Jerzy z żoną udali się do Councila, żeby przepisać na syna kredyt. Takiej możliwości jednak nie było, ale pracownicy nie powiedzieli im tego wprost. Wymijająco zbywali ludzi, nie odpowiadali na telefony. Banki też nie czuły się winne, podpierając się umowami podpisanymi przez Jerzego i małżonkę. Nie chciały też rozłożyć spłaty na dłuższy okres, w niższych ratach.

Małżonkowie wspólnie z synem próbowali spłacać te kredyty, ale w końcu uznali, że to jest ponad ich możliwości finansowe. Musieliby brnąć w kolejne zadłużenie. Zaczęli w Internecie szukać informacji, czy ktoś miał podobny problem. - Włos nam się zjeżył na głowie, kiedy zaczęliśmy czytać, że Council działa w kraju pod różnymi nazwami i naciągnął w ten sposób tysiące ludzi. Złożyłem zawiadomienie do prokuratury, próbowałem zainteresować wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego i posłankę Katarzynę Czocharę. Bo to jest kolejna afera typu Amber Gold! Nie otrzymałem jednak od nich żadnej odpowiedzi na swoje pisma - mówi rozżalony mieszkaniec Nysy.

Jerzy przestał spłacać kredyty: - Zostały one udzielone tysiącom Polaków przez oszukańczych pośredników, zapewne we współpracy z nieuczciwymi pracownikami banków. Nasz rząd i parlament powinni się tym zainteresować jak najszybciej i też powołać komisję śledczą w tej sprawie jak zrobił to z Amber Gold! - uważa mężczyzna.

Zamiast 10 000 zł dwadzieścia razy tyle

Kazimierz z żoną są dużo młodszymi ludźmi od Jerzego i jego małżonki, mają po 40 lat. Jesienią 2015 roku w ogóle nie mieli zamiaru brać kredytów, mimo że mieli swoje drobne zobowiązania. Spłacali je jednak regularnie. W spiralę zadłużenia wpadli nie ze swojej winy, ale dlatego, że okazali dobre serce.

- Moja mama poprosiła mnie o pomoc. Groził jej komornik, potrzebowała 10 000 zł na spłatę długu. Mama powiedziała, że będę tylko żyrantem - opowiada mężczyzna.

Do Councila poszli we dwoje. Tam Kazik usłyszał to samo, co wcześniej Jerzy: że będzie tylko "osobą wspierającą", otrzyma część kredytu na "fundusz", z którego spłacać będzie raty przez pół roku, a potem zobowiązanie przejdzie na matkę.

Zgodził się, no bo jak nie pomóc najbliższej osobie. Jego żona też się nie sprzeciwiała, bo wiedziała, że teściowa może liczyć tylko na Kazika.

Pracownicy Councila jednak tak zmanipulowali młodym niedoświadczonym człowiekiem, że on i jego żona zaciągnęli kilka kredytów o łącznej wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wmówili im, że warunkiem znalezienia dla nich banków było skonsolidowanie wcześniejszych kredytów, czyli spłata wcześniejszych zobowiązań finansowych, choć były one udzielone na warunkach o wiele korzystniejszych i nie powodowały u małżonków zatorów płatniczych.

Kazimierz z żoną z tych kilkudziesięciu tysięcy złotych kredytów nie zobaczyli ani złotówki: 10 000 zł otrzymała matka, 10 000 tworzył "fundusz" na spłatę kredytu przez pół roku, część pieniędzy poszła na spłatę jego wcześniejszych kredytów, a reszta na wynagrodzenia Councila i opłaty bankowe.

Cesja kredytu na matkę po pół roku okazała się fikcją. Pracownicy Councila sprytnie poróżnili syna z matką, wmawiając Kazikowi, że to jej wina, bo nie spłaciła komornika. O swojej oszukańczej taktyce nie wspominali jednak słowem, tylko weszli w rolę dobrych ludzi ratujących go przed dalszymi kłopotami finansowymi.

Zdesperowany chciał się zabić

Młodych małżonków nie było stać na spłatę wysokich rat, więc Council (potem jako Personal Finanse) znalazł im kolejne banki, a kredyty urosły do 100 000 zł. Z kosztami kredytów i wynagrodzeniem dla banków - grubo ponad 200 000 zł.

Jakby podsumować te wszystkie transakcje, to Council od 2015 r. do 2017 r. zarobił na 40-latkach ok. 50 000 zł, a banki dwa razy tyle - co najmniej 100 000 zł.

Pojawiły się kłopoty ze spłatą rat. Przedstawiciele banków nachalnie dzwonili, nachodzili młodych w domu. 40-latkowie kryli się ze swoimi problemami przed rodziną, starali się "ratować" kosztownymi pożyczkami w parabankach. Brnęli coraz bardziej w finansowe zadłużenie, nie widząc wyjścia z sytuacji.

Kazimierz nie wytrzymał tej presji psychicznej. Ani on ani żona nie są oszustami, nie są ludźmi przebojowymi, nie wiedzieli jak wyjść z tej matni. Mężczyzna postanowił: odbierze sobie życie. Wyszedł z domu rzekomo do pracy, ale tam się nie pojawił. Po kilku godzinach żona otrzymała pożegnalnego SMS-a. Nie doszło do nieszczęścia tylko dzięki temu, że go nie zlekceważyła i zaalarmowała policję, a policja wezwała straż pożarną i specjalistyczne ekipy poszukiwawcze i ratunkowe. Mężczyznę udało się w porę odnaleźć.

Prawdę o powodach decyzji samobójczej usłyszeli lekarze, psycholog, a potem rodzina. Do wielu osób drogą plotki dotarła wersja o kolosalnym zadłużeniu 40-latków, co rodzi kolejne nieprawdziwe i krzywdzące wersje. Tylko dlatego, bo ludzie nie znają prawdy.

Kazimierz z żoną, tak jak Jerzy z małżonką i tysiące Polaków padli ofiarą zorganizowanej grupy przestępczej. Jak informuje "Nowiny Nyskie" prokurator Piotr Kowalczyk, szef Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu, we wrześniu br. liczba oszukanych w ten sposób ludzi to 10 000 osób. Zgłoszeń ciągle przybywa. Kazimierz też już złożył zawiadomienie do prokuratury.

We wrocławskiej Prokuraturze Regionalnej w marcu br. powołano specjalny zespół zajmujący się działalnością tej grupy przestępczej.

- W skład zespołu wchodzi osiemnaście osób - w tym siedmiu prokuratorów Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu i delegowani do tej jednostki prokuratorzy prokuratur okręgowych oraz funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu - informuje prokurator Piotr Kowalczyk.

Oszukali ludzi na 200 milionów!

Na podstawie zbadanych przez ww. zespół zawiadomień od pokrzywdzonych z całego kraju wynika, że straty tej oszukańczej grupy przestępczej szacowało się w sierpniu br. na przeszło 200 000 000 mln złotych. Na pewno ta szokująca kwota będzie ciągle rosła. Do tej pory w tej sprawie zarzuty usłyszały już 24 osoby, a 6 osób jest w areszcie. Wśród nich jest Katarzyna K., podejrzana o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która działała w okresie od grudnia 2010 r. do lutego 2017 r.

- Rola Katarzyny K. polegała na zarządzaniu siecią podmiotów gospodarczych funkcjonujących pod nazwami EI GLOBAL, AURUM FINANCE, COUNCIL FINANCE i PERSONAL FINANCE, Enterprise Investment Zarządzanie Ryzykiem, COUNCIL Sp. z o.o., EUROPEJSKA GRUPA FINANSOWA COUNCIL S.A. - czytamy w informacji prasowej na stronie internetowej Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu. - Katarzyna K. nadzorowała i koordynowała działalność podmiotów gospodarczych. Które będąc reprezentowane przez pracowników współuczestniczyły w zawieraniu umów kredytowych i pożyczek między osobami fizycznymi oraz bankami, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Ponadto rola podejrzanej polegała na stworzeniu i nadzorowaniu działalności innych podmiotów powiązanych organizacyjnie i finansowo, aby pozyskane z czynów zabronionych środki finansowe legalizować w wyniku czynności, które mogą udaremnić lub znacznie utrudnić stwierdzenie przestępczego pochodzenia środków pieniężnych o znacznej wartości - opisuje rzecznik prasowy prokuratury.

W marcu, kiedy aresztowano Katarzynę K. i dwie inne kobiety z szefostwa grupy prokuratura wyceniła, że ww. firmy pobrały za "pośrednictwo" w kredytach prawie 80 000 000 mln zł. W kwietniu i sierpniu aresztowano kolejne osoby podejrzane o oszustwa w pośrednictwie kredytowym. Policja zarzuca im też pranie brudnych pieniędzy od co najmniej ok. 80 000 000 mln zł, do aż 240 000 000 mln zł.

Opracowany sposób oszustwa

Metody dokonywania oszustw były takie, jak to opisał Jerzy i Kazimierz. Oto jej charakterystyka dokonana przez rzecznika Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu:

"Ujawniono przypadki, że wiedząc o rzeczywistym celu kredytu, jakim było uzyskanie środków finansowych przez osoby, które nie miały zdolności kredytowej, podejrzani przekonywali te osoby, że są w stanie usunąć z Biura Informacji Kredytowej dane uniemożliwiające zaciągnięcie kredytu. Wiedzieli przy tym, że usunięcie takich danych jest niemożliwe.

Następnie podejrzani nakłaniali pokrzywdzonych do przyprowadzenia osoby, którą określano jako "osobę wspierającą", "opiekuna kredytu", na którą w rzeczywistości sporządzana była umowa kredytowa. Na kolejnych spotkaniach wprowadzali "osoby wspierające" w błąd, co do ich rzeczywistej roli twierdząc, że będą jedynie "opiekunami kredytów", a zaciągnięte przez nich zobowiązania mają charakter tymczasowy, ponieważ po sześciu miesiącach kredyt przejdzie na osobę pierwotnie starającą się o jego przyznanie. To były zapewnienia oczywiście nieprawdziwe. Pokrzywdzeni, w tym zarówno osoby starające się o wsparcie finansowe, jak i "osoby wspierające", były też wprowadzane w błąd co do faktu współpracy z bankami firm, które reprezentowali pośrednicy, a z którymi banki odmawiały współpracy ze względu na stosowane przez nich metody.

Podejrzani ukrywali też przed pokrzywdzonymi udział w zawieraniu umowy kredytowej innych pośredników, których prowizja dodatkowo podnosiła koszt kredytu. O tym pokrzywdzonych nie informowano, a opłaty za pośrednictwo były bardzo wysokie. Przeważnie taka opłata liczona była od wartości kredytu brutto i wynosiła ok. 20%, a czasem więcej, dla jednego pośrednika".

Banki, które udzielały kredytów, też zgłosiły się w tej sprawie jako pokrzywdzeni. Jednak jak zapewnił prokurator Piotr Kowalczyk śledczy badają też w tych działaniach przestępczych grupy wątek dotyczący działań banków, jak i ich pracowników.

- Zgromadzenie w tym zakresie materiału dowodowego powinno pozwolić na dokonanie konkluzji procesowych - zapewnił prokurator.

Ludzie oszukani powinni zgłaszać podobne działania do Wrocławia lub do najbliższych prokuratur rejonowych.

Niestety, jak wyjaśnił prokurator Kowalczyk, kredytobiorcy powinni spłacać zadłużenie, do czasu wygrania sprawy cywilnej w sądzie.

- Kogo z nas jest teraz stać na zakładanie spraw sądowych?! Polski rząd powinien się tym zająć, przecież to jest oszustwo na ogromną skalę! A nasi parlamentarzyści milczą... To jest przykre - mówi pan Jerzy.